„Przekazy duszy”
Pierwszy w Polsce, a prawdopodobnie również na świecie, podręcznik uczący sztuki komunikacji z duszą. Dla podkreślenia niezwykłości książki, zastosowaliśmy dwa rodzaje czcionki, żeby rozróżnić słowa człowieka i jego duszy.
Autorka pełni w niej rolę tłumacza, kogoś posiadającego zdolność rozumienia słów duszy. Jak sama podkreśla, nigdy nie miała zamiaru napisać książki, ani nie chciała rozmawiać z duszą. O sobie mówi, że jest normalnym człowiekiem z „gadającą duszą”. Cały proces pisania i podejmowania przez autorkę życiowych decyzji został w niej opisany.
We wstępie do książki pisze, że szukała różnych sposobów na znalezienie szczęścia w życiu, jednak warsztaty nie działały, wizualizacje nie działały, techniki nie przynosiły żadnych zmian. W końcu odpuściła wszystko, zaakceptowała swoje życie takim, jakie jest. Jak twierdzi, to był początek jej zmian – akt akceptacji.
Książka jest napisana prostym, codziennym językiem i opisuje codzienne sytuacje, dlatego łatwo w niej odnaleźć własne doświadczenia i przeżycia.
Dusza mówi zarówno o gotowaniu obiadu, odchudzaniu, stłuczonym kolanie, jak i o powstaniu wszechświata. Warto wczytać się w ten dialog, po pierwsze – bo to zwyczajnie bardzo ciekawe, po drugie – dialog ten może stać się inspiracją dla każdego czytelnika w odnajdywaniu komunikacji z własną duszą.
„Gdybyśmy mieli prawidłowy kontakt z duszą, to strach by nie istniał, nie byłoby czego się bać.”
Fragmenty książki “Przekazy duszy”
Dusza jest niezbędnym czynnikiem do zaistnienia życia, to ona stanowi różnicę między organizmem żywym, a martwym. Wbrew powszechnym przekonaniom, wszystkie organizmy żywe, nawet te najprymitywniejsze, posiadają duszę, na dodatek kontaktują się z nią świadomie. Człowiek utracił tę zdolność. Równowaga duszy polega na świadomym kontakcie wcielenia ze swoją duszą.
– Tym jesteśmy? – pytam – równowagą ciała, równowagą umysłu i równowagą duszy? Kładziemy wszystkie te 3 składniki na naszej dziwnej wadze o trzech szalach i jeśli się zrównoważą, to jesteśmy szczęśliwi?
– To dopiero połowa przekazu – odpowiada mi dusza – wyobraź sobie wagę, nie taką zwykłą, ale o trzech szalach.
– Czy ty się nie powtarzasz? – pytam poirytowana.
– Nie kwestionuj tego, co do ciebie mówię, zaraz ci wszystko wytłumaczę – zapisuję odpowiedź mojej duszy.
Na trzech szalach drugiej wagi stawimy trzy inne składniki: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
– Co takiego? – pytam zdziwiona.
Właśnie tak – odpowiada dusza – popatrz na to drzewo za oknem. Ono istnieje w teraźniejszości, lecz jego początek zawiera się w przeszłości. Gdyby w konkretnej chwili nie zostało zasiane konkretne ziarno, lub gdyby dziełem przypadku zostało wybrane inne ziarno, to drzewo nigdy nie byłoby takie samo. Przeszłość rzutuje na teraźniejszość.
Teraz pomyśl – przychodzi ktoś z sekatorem i obcina kilka gałęzi drzewa. Czy ten fakt w teraźniejszości nie rzutuje na przyszłość? Jeżeli jednak przyszedłby ktoś inny poobcinać gałęzie, to niemożliwe żeby zrobił to tak samo, jak ten pierwszy, więc automatycznie, przyszłość znowu wyglądałaby inaczej. Popatrz teraz na ten dom, zbudowany jest z cegieł, a one z gliny. Dom stoi w teraźniejszości – on jest, lecz produkcja cegieł jest przeszłością dla tego domu, a glina jest przeszłością dla cegły. Kiedyś, w przeszłości, glina miała swoją teraźniejszość, konkretną chwilę, w której była produkowana z niej cegła, a ta z kolei, też posiadała swoją teraźniejszość, konkretną chwilę, w której budowany był ten budynek. Dom, który stoi w teraźniejszości, powstał z materiałów ze swojej przeszłości, gdy one już były, to jego jeszcze nie było, tu też przeszłość rzutuje na teraźniejszość. W domu mieszkają ludzie, którzy dbają o niego w konkretny sposób, sprzątają, malują, gdyby to byli inni ludzie, robiliby to inaczej i przyszłość byłaby inna. Rozumiesz?
– Niby tak – odpowiadam – lecz jakie ma znaczenie przeszłość w teraźniejszości, a teraźniejszość w przyszłości?
– Odpowiem ci inaczej – opowiada moja dusza – Bóg nie tworzy rzeczy zbędnych, gdyby przeszłość nie miała żadnego znaczenia, to wszystkie istoty cierpiałyby na wieczną amnezję.
– Więc dlaczego tylu ludzi daje radę, żeby nie powracać do przeszłości?
– Wytłumaczę ci, jak uzyskać równowagę na tej drugiej wadze o trzech szalach. Otóż zarówno dusze, jak i ludzie, a nawet wiele spośród zwierząt, uczą się na zasadzie doświadczania.
Nie istnieją dwie istoty o identycznych doświadczeniach, więc nie istnieją dwie istoty o tej samej wiedzy. Począwszy od najprostszych przykładów, każde małe dziecko musi zrzucić szklankę ze stołu, żeby doświadczyć, że ona się potłucze, musi się przewrócić, żeby doświadczyć, że to boli. Dusze też doświadczają. W czasach, które nazwaliście starożytnymi, albo jeszcze wcześniej, gdy planetę Ziemię zamieszkiwały ludy pierwotne, ciebie nie było, ale my – dusze, już istniałyśmy, byłyśmy te same, zarówno ja, jak i inne. Miałyśmy piękne wcielenia, kiedyś miłość nie miała ograniczeń. Nie mogłyśmy przewidzieć tego, co wymyśli ludzkie ego za 10 tys. lat, też musiałyśmy tego doświadczyć. Dwie dusze przyrzekły sobie miłość na zawsze, że będą razem poprzez wszystkie wcielenia. I to jest piękne. Jednak gdy z ludzkiego ego powstały klasy społeczne, myśmy nie wiedziały, że kiedy jedna wcieli się w księżniczkę, a druga w sługę, to inni nie pozwolą nam się kochać. Tego też musiałyśmy się nauczyć na zasadzie doświadczeń. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że z powodu miłości nasze wcielenia zostaną zamordowane w bardzo okrutny sposób.
Umowa zawiązana w przeszłości rzutuje na teraźniejszość, a cierpienie w teraźniejszości rzutuje na przyszłość.
Rozumiesz?
– Tak, teraz rozumiem, przepraszam, że narobiłam ci tyle kłopotu – odpowiedziałam mojej duszy – ta wiedza przyniosła mi prawdziwe zrozumienie.
– To ja przepraszam, że cię oszukałam, ale nie umiałam postąpić inaczej. Jeżeli wcielenia zawiązują jakąś umowę, to tylko wcielenia mogą ją rozwiązać. Gdy wcielenie umiera bez rozwiązania umowy, to dusza jest skazana na jej utrzymanie i tak zaczyna się kręcić karmiczny krąg. Jeszcze gorzej, gdy wcielenia nie mają świadomego kontaktu z duszą i ona nie może poinformować ich, w czym leży problem. Wcielenie czegoś pragnie, a dusza związana umową lub paktem, nie może tego spełnić, w następstwie czego kumuluje cierpienie, którego w pewnym momencie nie może wytrzymać i ucieka.
– Gdybym wiedziała… – zasmuciłam się.
– Wiem, postępowałabyś inaczej. Uwierz mi, że ja też – gdybym wiedziała. Zauważyłaś co robimy?
– Dogadujemy się?
– W pewnym sensie, ale niedokładnie. Wiesz dlaczego ludzie często mielą przeszłość? Ponieważ problemy z przeszłości rzutują na ich teraźniejszość. Każdy ma oczywiście swoje problemy, inne od cudzych, lecz kiedy słucha się ciągle jednego i tego samego, to się nudzi i wtedy dajecie taką radę: nie miel przeszłości, zostaw to za sobą. Jednak tej rady nie udzielacie dla czyjegoś dobra, a dla własnej wygody, nie chce wam się słuchać o cudzych problemach, więc staracie się czymś zbyć tę drugą osobę.
Milczenie nie rozwiązuje jej problemu. Jeżeli nie pozwolimy komuś o nim mówić, to nie znaczy, że on o nim nie myśli. Przed problemami nie ma ucieczki, rozwiązuje się je. Trzeba rozwiązać problemy z przeszłości, żeby nie rzutowały na teraźniejszość, a także na bieżąco rozwiązywać problemy teraźniejszości, aby nie rzutowały na przyszłość.
– I wtedy już można o niej zapomnieć? – pytam.
– W żadnym wypadku – odpowiada śmiechem.
– Tak bardzo chciałam usłyszeć twój śmiech.
– Podoba mi się – odpowiada – że kiedy ja się śmieję w energii, to ty śmiejesz się w materii.
– Tak, to jest piękne i wcale nie przejmuję się tym, co ludzie sobie pomyślą, że jakaś baba idzie ulicą i śmieje się sama do siebie.
– Wiem, dziękuję, że stałam się dla ciebie ważniejsza od opinii ludzi. Lecz wróćmy do tematu.
Zdrowy kontakt z przeszłością polega na tym, że rozwiązujemy popełnione w niej błędy, wyciągając przy tym wnioski uczące nas, żeby na przyszłość już ich nie popełniać. Natomiast zdrowy związek z teraźniejszością polega na tym, żeby rozwiązywać problemy na bieżąco. Jest jeszcze związek z przyszłością, polegający na tym, żeby się o nią chorobliwie nie bać.
– To znaczy?
– Można oszczędzać, ale nie do granic wytrzymałości, tak żeby sobie wszystkiego odmawiać. Nie można również żyć ponad stan, ponieważ zaciągając długi, kiedyś będziemy musieli je spłacić. Żyć zdrowo, ale bez chorobliwego strachu o zdrowie. Teraz się śmiejesz, napisz co sobie przypomniałaś.
– Wszystko, co spontaniczne, jest od duszy.
– A wracając do naszego tematu, jesteśmy dwoma wagami? – drążę temat dalej.
– O nie – odpowiada moja dusza – teraz wyobraź sobie trzecią wagę, która ma tylko dwie szale. Na jednej z tych szali postaw pierwszą wagę – tę, na której zrównoważyłaś ciało, umysł i duszę, a drugiej – tę, na której zrównoważyłaś przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Osiągając równowagę na trzeciej wadze, otrzymujesz to, kim jest, a raczej kim powinien być, szczęśliwy zrównoważony człowiek.
„JEST TAKA KSIĄŻKA, KTÓRA POWSTAŁA WCZEŚNIEJ NIŻ ZOSTAŁA NAPISANA”
(…) Była przestrzeń, ogromna niekończąca się przestrzeń, zamieszkała tylko przez jedną osobę – przez Boga. Bóg był bardzo dobry, lecz bardzo samotny. Nie miał nikogo do towarzystwa, Jego istota wypełniała całą tę przestrzeń, więc niemożliwe było, żeby obok Boga zmieścił się ktoś drugi. Bóg zaczął odkrywać w sobie różne cechy, pierwsza była taka, że nie może zgodzić się z sytuacją, która jest dla Niego niedogodna. Zaczął więc szukać rozwiązań i wpadł na pomysł, że jeżeli nie istnieje przestrzeń do stworzenia czegokolwiek obok Niego, to jedynym możliwym rozwiązaniem, jest stworzyć coś wewnątrz siebie. Bóg jednak nie wiedział, jak ma wyglądać ten drugi, miał tylko jeden przykład istnienia – samego siebie. Pomyślał: jeżeli stworzę go identycznego ze mną, to znowu będę to ja, więc znowu będę sam. Bóg nie wiedział jednak, na czym polega inność, w Jego samotności nie istniało nic innego, więc nie mogła istnieć skala porównawcza. Był On. Materiałem, z którego był zbudowany, była energia, suma energii Wszechświata, a mówiąc ściślej – całego istnienia. W tym momencie Bóg wpadł na pomysł: wezmę z samego siebie i wziął trochę własnej energii, sprężył ją i umieścił w samym centrum siebie, swoje dzieło nazwał Sercem Boga. W ten właśnie sposób Bóg stworzył nie tylko pierwszą istniejącą rzecz, lecz także pierwsze prawa boskie i nazwał je.
Jednym z pierwszych boskich praw była hojność – ktokolwiek będzie chciał stworzyć cokolwiek, najpierw będzie musiał dać z siebie. Drugim, jednocześnie stworzonym prawem, była kreatywność – cokolwiek nowego zostanie stworzone, musi być trochę inne od poprzedniego. Prawa te działają do dziś, są niepodważalne i nie da się ich ominąć.
„PRZEKAZY DUSZY” – podręcznik sztuki komunikacji z duszĄ
(…) Czy wszyscy zostajemy obdarowani? Tak, wszyscy. Wiem co napisałam kilka stron wcześniej, miałam ku temu powód. Istnieje mnóstwo ludzi, którym nigdy się nie powiodło, którym życie od samego początku kładło kłody pod nogi, wydaje się to niesprawiedliwe, ja też tak twierdzę. W czym mogło zawinić nowo narodzone dziecko, że urodziło się w patologicznej rodzinie, że dorastało w biedzie i awanturach, że gdy przyszedł czas, aby znalazło pracę, trafiło na czas kryzysu? Odpowiedź brzmi: W niczym. Więc dlaczego tak się stało?
Nazywamy to karmą. Karma naprawdę istnieje. Żyjemy zbyt krótko, aby doświadczyć jej negatywnych skutków, a ponieważ jesteśmy oddzieleni od duszy, nie dbamy o nią, nie zdajemy sobie sprawy, że wszystkie nasze uczucia przenosimy na duszę, najtrudniejsze dla niej są te najbardziej negatywne. Nie pozbywając się tych uczuć za życia, dusza pozostaje obciążona nimi po śmierci – bezradna, ponieważ sama nie może się z nimi uporać.
Karma, to zapisy w duszy, przenoszone z wcielenia na wcielenie. Posiadając takie zapisy, dusze wybierają na rodziców swojego następnego wcielenia inne dusze z podobnymi zapisami. I tak kręci się czarny krąg, w nieskończoność, dopóki nie znajdzie się ktoś, kto go przerwie.
Rodzi się dziecko, małe, bezbronne niemowlę, rodzice wychowują je, uczą zasad. Jakich zasad? Dumy i arogancji, poczucia bycia lepszym i absurdalnej nienawiści do innych. Dlaczego? Dlatego, że mają inny kolor skóry, że wierzą w Boga inaczej niż my, że są innej narodowości, że są grubsi, że są niżsi, że są głupsi lub mądrzejsi, że są bogatsi lub biedniejsi. Nie zadajemy sobie pytań: Kim jestem, żeby określać, jaki powinien być człowiek? Kim tak ważnym jest inny człowiek, żeby określać, jaka ja powinnam być?
Najpiękniejszym boskim prawem jest różnorodność, a najbardziej idealnym w akcie stworzenia jest brak ideału. Nikt inny, oprócz człowieka, nie porównuje się z drugim, żadne drzewo nie ma kompleksów na tym tle, że jest inne, żadne zwierzę, tylko człowiek, sam na własne życzenie, oddzielił się od Boga.
Czy doświadczenia stu i miliardów lat można ze sobą równać? To jeszcze gorzej, niż jakby ktoś przekonał dwulatka, że może swoją mamę bezpiecznie przeprowadzać przez ulicę. W krótkim czasie oboje wylądowaliby pod kołami samochodu. Nasze dusze i tak świetnie dały sobie radę, prowadziły nas przez 20 wieków, bez naszego udziału. Ile to wcieleń? Średnio musimy liczyć po 4 pokolenia na jeden wiek, co daje nam ok. 80 pokoleń życia bez kontaktu z duszą. Teraz przychodzi nam ponieść tego konsekwencje.
Ktoś wali mocno do drzwi naszego serca – tak mocno, że to łomotanie w końcu musi nas obudzić. Senni wstajemy i otwieramy drzwi, nasz gość mówi do nas: Jestem twoją duszą, a tu jest mój dom, wpuść mnie proszę, nie mogę dalej wytrzymać tej tułaczki. A my odpowiadamy jej na to: Nie znam cię, nikt taki jak ty, nigdy tu nie mieszkał, idź sobie.
„Dusza jest niezbędnym czynnikiem do zaistnienia życia, to ona stanowi różnicę między organizmem żywym, a martwym. Wbrew powszechnym przekonaniom, wszystkie organizmy żywe, nawet te najprymitywniejsze, posiadają duszę, na dodatek kontaktują się z nią świadomie. Człowiek utracił tę zdolność. Równowaga duszy polega na świadomym kontakcie wcielenia ze swoją duszą.
„
Przede wszystkim trzeba tu wytłumaczyć, czym dokładnie jest stereotyp. Jest on statecznością i niezmiennością poglądów, produktem ego, nie pasującym do boskiej twórczości, w której jedyną stałą wartością jest to, że wszystko jest zmienne, naprawdę wszystko, poglądy też.
Wiadomo już, że energia, aby istnieć, musi być w ciągłym ruchu. Bezruch ją zabija, a stereotyp myślenia stanowi bezruch – blokadę energetyczną. Źródłem powstawania stereotypów jest niewiedza oraz wygórowane ego, a twórcami stereotypów są błędnie myślący władcy tego świata.
Gdzie został popełnimy błąd? Nigdzie. O błędach można mówić tylko wtedy, gdy błędnie wyznaje się zasadę przyczyny i skutku, która ma polegać na tym, że najpierw obieramy sobie jakiś cel, a potem staramy się go osiągnąć. W przypadku, gdy tego celu nie osiągamy, stwierdzamy że obraliśmy błędną drogę, wycofujemy się z niej i obieramy inną, aż do skutku, tzn. do osiągnięcia celu. Gdy nie ma celu, nie ma mowy o błędzie.
Z boskiej perspektywy wygląda to tak:
Celem boskiej twórczości było, żebyśmy zaistnieli, a jeżeli istniejemy, to nie został popełniony żaden błąd. Nasz Stwórca obdarzył nas wszystkim, co według Niego było nam potrzebne do życia. Nie On przewidział w swoim planie odzież, domy i samochody, dlatego te rzeczy nie są nam dawane za darmo.
Bóg godzi się z dokonywanymi przez nas wyborami. Z miłości, którą nas darzy, dał nam kompletną wolność wyboru. Bóg godzi się nawet na to, abyśmy kwestionowali Jego istnienie, nie ma z tym problemu, nie prowadzi ewangelizacji, ani w żaden sposób nie udowadnia swego istnienia. Objawia się tylko wtedy, gdy jest o to poproszony, nie ma potrzeby narzucania się.
(…) Dlatego pierwszy stereotyp, który powinniśmy obalić, to chęć przekonywania kogokolwiek do naszych racji, bo coś takiego jak racja, nie istnieje. Wszystko jest umowne, nawet kolory, w różnym świetle będą inne, a w ciemności nie ma ich wcale.
Czy nauczanie zasad jest przekonywaniem? To zależy od naszego wewnętrznego nastawienia. Kiedy mówimy o nich z chęcią przekonania kogoś, aby poszedł naszą drogą, wtedy nasze postępowanie jest nieprawidłowe. Jest inaczej, gdy nasze wewnętrzne nastawienie polega na chęci poinformowania, wraz z głębokim szacunkiem do tego, że druga strona ma prawo dane jej od Boga, postąpienia inaczej niż mówimy. Drugim więc stereotypem do obalenia jest nasze poczucie, że ktokolwiek ma obowiązek robienia czegokolwiek tak, jak mu mówimy.
Skąd się wzięły stereotypy? Z chęci pozostawienia czegoś po sobie. Człowiek nie będąc świadomy, że żyje wiecznie, chce coś po sobie pozostawić, a im jest ważniejszy, tym bardziej tego pragnie i o większych rzeczach myśli.
(…) Dusza, wcielająca się w człowieka, musi ewoluować. Co to znaczy? Musi brać czynny udział w jego życiu. Niezainteresowana tym, co robi jej wcielenie, wcześniej czy później zapłaci za to i to bardzo słono.
Istnieją ludzie bardziej lub mniej inteligentni i naprawdę posiadają oni mniej, lub bardziej rozwinięte dusze. One pomagają swoim wcieleniom w rozwoju. Wiemy także, że człowiek pierwotny nie był tak dobrze rozwinięty intelektualnie jak my, dusza, którą posiadał, też była prymitywniejsza.
Poza tym, istnieją dwa rodzaje dusz – ziemskie i pozaziemskie. Ziemskie to te, które rozwinęły się i ewoluowały na Ziemi, pozaziemskie – przybyły z Kosmosu, z innych cywilizacji, a nawet z innych Wszechświatów. Dusze pozaziemskie przybyły tutaj, żeby pomagać ziemskim w ewolucji. Polegało to na przekazywaniu gotowej wiedzy, bez potrzeby odkrywania jej na nowo. Tak samo, jak wśród ludzi, świat nie zaszedłby zbyt daleko, gdyby każde pokolenie musiało wynaleźć koło na własny rachunek. Odkrywamy i zostawiamy nasze wynalazki następnym pokoleniom, jako wiedzę gotową do użycia, a ci, którzy przychodzą po nas, robią krok dalej. Być może istnienie pozaziemskich dusz jest informacją szokującą, ale nie ma się czego bać, one nigdy nie zrobiły nikomu krzywdy, niosły tylko pomoc.
Chęć krzywdzenia jest oznaką prymitywizmu duchowego i umysłowego. Bez względu na to, ile dyplomów uniwersyteckich posiada człowiek, jeżeli wyrządzanie innym krzywdy, sprawia mu przyjemność, jest on osobą prymitywną. Odnosi się to także do władców na przestrzeni całej historii Ziemi, do wszystkich tych, którzy prowadzili okrutne wojny i stosowali wymyślne kary śmierci, polegające na długim cierpieniu ofiary. Nieważne, jakie stanowisko państwowe pieścili ci ludzie, byli prymitywni i posiadali prymitywne dusze. Najprawdopodobniej ich dusze były mało zainteresowane tym, co robi wcielenie. Brak świadomej ingerencji duszy oznacza, że pozwalała na to, aby w jej wcieleniu królowały zwierzęce instynkty. Dzikie zwierzęta nie zdają sobie sprawy z tego, że ich ofiary cierpią, a te mięsożerne, też chcą się najeść, więc lew nie zwraca uwagi, że zebra też chce żyć.
Ewolucja dusz polega na tym, aby starały się, żeby człowiek z wcielenia na wcielenie, stawał się coraz lepszy, łagodniejszy i bardziej współczujący. To jest kluczowe słowo – współczucie. Ono plega na umiejętności odwrócenia sytuacji i zadaniu sobie pytania: Jak bym się czuł, gdyby ktoś zrobił mi to, co ja mu robię? Tu nie ma miejsca na głupie argumenty, że coś trzeba.
https://youtu.be/KxJOYgHd9Us