Opis:
„Dusza Wojownika…” jest wywiadem rzeką, w którym zawodnik MMA opowiada nie tylko o sportach walki. Z rozbrajającą szczerością mówi o swoim życiu prywatnym, a także własnym spojrzeniu na świat. Filip Wolański łamie stereotypy i wyobrażenia czytelnika na temat idei walki. Łączy w sobie dwa światy: agresywnego zawodnika sportów walki oraz łagodnego mentora treningu indywidualnego i to niekoniecznie sportowego.
Z całą pewnością książka ta powinna się stać lekturą obowiązkową młodych ludzi marzących o karierze sportowej. Z drugiej strony, największą korzyść może przynieść osobie nieśmiałej i nie wierzącej w siebie, gdyż porównania sportu i codziennego życia są w niej ewidentne i łatwo przyswajalne.
Po przeczytaniu książki nabiera się pewności, że można wiele osiągnąć w każdej dziedzinie, zapożyczając ze sportu techniki radzenia sobie ze stresem, przeciwnikiem, konkurentem, a nawet z własnymi blokadami. Jednak chyba największą wartością książki jest jasny przekaz jej autora i zarazem bohatera, że twardy świat materii i subtelny świat ducha nie stoją ze sobą w sprzeczności. Czytelnik sam może się o tym przekonać, przemyśleć wskazówki i zastosować we własnym życiu. Oto jedna z takich inspiracji: Sukces przyjdzie wtedy, kiedy poznamy siebie. Jeśli tego nie wiemy, to błądzimy, jak we mgle.
Książka „Dusza Wojownika…” jest opowieścią o drodze najeżonej trudnościami i wyzwaniami. Mimo tego czyta się ją lekko, dzięki optymizmowi i błyskotliwości spostrzeżeń autora. Można śmiało powiedzieć „bohatera nowych czasów”, jednoczącego to, co pozornie sprzeczne, który w świecie bylejakości i małostkowości, ma odwagę walczyć o siebie.
Słowo od wydawcy:
Książkę, którą trzymasz w ręku polecam wszystkim tym, którzy powtarzają: „nie dam rady, jestem za słaby, nie umiem”. Jest to wywiad z zawodnikiem MMA, dzięki któremu dowiadujemy się, jak to jest być po drugiej stronie, czyli w miejscu, które jest kwintesencją słów: „dam radę, jestem silny, potrafię.” Co myśli i co czuje człowiek, który spędza w nim większość swojego życia, ile wytrwałości i wyrzeczeń musi włożyć w swoje marzenia, by znaleźć się tym miejscu.
Jego słowa motywują, wskazują sposoby, dzięki którym można wzbić się wyżej, skoczyć dalej, osiągnąć upragniony cel, nie tylko sportowy, ale przede wszystkim życiowy. Zawodnik MMA odsłania nie tylko kulisy walki, ale wyjaśnia również, jak wygrywać i to jeszcze zanim dojdzie do bezpośredniego starcia. Mądre słowa płyną z każdego opisu i z każdej relacji, mówiącej o zawodowej drodze:
„Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to różne sztuki walki, które składają się na MMA. Na pewno jest to boks, kickboxing, taekwondo, karate, zapasy, brazylijskie jujitsu, judo i każda forma walki, z którą kiedyś ktoś miał kontakt, bo są też mniej znane techniki, zapożyczone z innych stylów. To jest mieszanka wszystkiego, najbardziej rozwinięta forma rywalizacji. Walczymy na różnych płaszczyznach, np. w boksie walczymy rękami i uderzamy się do wysokości pasa, w kickboxingu dochodzą nogi i kopanie, w judo wywracamy i chwila walki w parterze, zapasy to głównie same wywrotki, a brazylijskie jujitsu – sprowadzanie na ziemię i szukanie poddań, czyli tych wszystkich dźwigni na stawy, np. działanie na przeprost łokci, kolan czy duszenie. Jujitsu opiera się na bardzo dobrej znajomości anatomii człowieka, dzięki niemu poznałem wiele ograniczeń organizmu, które trzeba znać, kiedy się walczy. Dzięki tej wiedzy, w którą stronę dana część ciała się nie zgina, albo jak poprawnie poddusić, żeby nie zabić, można kogoś poddać, czyli zmusić do odklepania i przerwania walki. Wiadomo, że nie chodzi o to, żeby komuś złamać rękę lub udusić, chociaż można to zrobić. Podczas duszenia nie łapie się za grdykę. To jest duszenie tętnicze, zamykamy tętnicę, odcinamy dopływ tlenu i krwi do mózgu, a wtedy człowiek omdlewa. To jest najłagodniejsza forma zakończenia walki, ponieważ takie omdlenie nie ma żadnych skutków ubocznych.” Nasz bohater – Filip Wolański – uchyla rąbka tajemnicy swoich treningów:
„W momencie, kiedy otrzymuje się mocny cios i uda się nad tym zapanować, co jest mega trudne, to mamy czas na to, żeby wrócić do walki. Poza tym, patrzą na to sędziowie i każde takie trafienie daje punkty przeciwnikowi. Dlatego im mniej ludzi to zobaczy, tym lepiej dla zawodnika. W ten sposób trenuje się podczas walki z cieniem, ponieważ jest to kwestia uspokojenia błędnika. Podczas treningu trener na komendę każe nam wystawić w górę palec i kręcić się w kółko, jak na karuzeli. Na drugą komendę, kiedy już bardzo kręci się w głowie, trzeba zadać kilka ciosów albo obronić wejście w nogi. Ten moment, kiedy kręci się w głowie, jest podobny do momentu, kiedy otrzyma się trafienie (…) Ja mam trenera głównego, który czuwa nad całymi przygotowaniami do walki, on ma kontakt z każdym z trenerów i dodatkowo jest moim trenerem zapasów. Mam też trenera brazylijskiego jujitsu, trenera od techniki stójkowej, trenera od diety i żywienia. Pracuję też ostatnio na EMS – elektrostymulacji, czyli jestem podłączony do specjalnej kamizelki z prądem, która wysyła impuls elektryczny z mięśni do mięśni głębokich. To są mięśnie, które obudowują szkielet i nie jesteśmy w stanie wypracować ich bezpośrednio na siłowni. Jestem z tego bardzo zadowolony, bo wzmocnił mi się cały szkielet od środka.”
Pytania adresowane do Filipa nie dotyczą tylko sportu, dzięki tej rozmowie mamy sznasę poznać nie tylko sportowca, ale również człowieka, który staje przed wyzwaniami codziennego życia tak samo, jak każdy czytelnik. Ukazuje nam się jego druga twarz: prywatna, łagodna i uśmiechnięta. Dowiadujemy się, że życie sportowca to nie tylko gale, aplauz publiczności i podziw fanów. Poznajemy wojownika, który otwarcie mówi również o swoich porażkach, nie boi się ich, nie chowa przed światem i nie ucieka od nich. Odwrotnie – mówi o nich, jak o dobrych lekcjach, z których dużo się nauczył i które jeszcze bardziej wzmocniły jego ducha walki. Obok wspomnień walk i żmudnych treningów, opowieści o determinacji w dążeniu do celu, znajdziemy tu również człowieka, który nie boi się samodzielnie myśleć. To drugie oblicze pokazuje indywidualistę, człowieka niebanalnego, zdolnego do głębokiej refleksji nad sobą, światem i innymi ludźmi:
„Uważam, że wielu ludzi siebie nawet nie lubi, i to jest problem. Wolą zauważać swoje niedoskonałości niż skupiać się na tym, co mają.”
Warto zastanowić się także nad jego słowami mówiącymi o sukcesie w dzisiejszym świecie: „Niestety, żyjemy w dobie internetu i jest takie powiedzenie, że: „jesteś wart tyle, ile masz lajków” i ja na Instagramie mam 12 tysięcy osób obserwujących, a dziewczyny, które robią sobie selfie i nie zrobiły w życiu nic, mają po 100 tysięcy. Nie wiem, jak ta wartość jest liczona. Rozumiem, że dziewczyna może się podobać, ale jak dziś wyłączymy internet, to kim ona będzie? Nie zrozum mnie, że krytykuję te dziewczyny, ale krytykuję to, że ktoś mnie ocenia przez pryzmat lajków, albo tego, ilu mam ludzi na Instagramie czy na Facebooku.”
Filip Wolański ma swoje zasady, którymi kieruje się w życiu. W niniejszej książce zostały one uwypuklone, dzięki czemu powstaje z nich pełen obraz człowieka, który dla jednych jest zawodnikiem mieszanych sztuk walki, dla innych fajnym kumplem, dla nielicznych przyjacielem, a dla wyjątkowych członkiem rodziny. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, ja również wybrałem fragment, który szczególnie mnie zainspirował:
„Jesteś dobry, ciężko trenowałeś, włożyłeś dużo siły, żeby być w dobrej formie, ale nie jesteś najlepszy. Nie wychodź z założenia, że już wygrałeś, bo może się stać inaczej.”
Życzę udanej lektury,